8 minut monologu i ani jednej odpowiedzi. Marek Woch w ogniu pytań – i własnych dygresji

W wywiadzie udzielonym Krzysztofowi Stanowskiemu kandydat na prezydenta Marek Woch zaprezentował się jako człowiek zdeterminowany, pełen idei i poczucia misji, ale całkowicie nieprzygotowany do medialnego starcia. Miał być rzeczowy przekaz do wyborców – wyszła chaotyczna opowieść, pełna dygresji, defensywy i niekontrolowanych monologów. Zamiast wizji państwa, usłyszeliśmy historię życia. Zamiast odpowiedzi – wielominutowe tyrady. Czy w takiej formie można zdobyć zaufanie Polaków i ubiegać się o najważniejszy urząd w państwie?

Współczesna polityka nie kończy się na ideach – dziś równie ważne jak poglądy są umiejętności komunikacyjne. Kandydat na urząd prezydenta nie tylko powinien mieć wizję państwa, ale też potrafić ją klarownie przekazać w debacie publicznej, mediach i bezpośrednich wystąpieniach. To nie przywilej, lecz obowiązek wobec wyborców. Wywiad Marka Wocha w programie „Godzina Zero” u Krzysztofa Stanowskiego dobitnie pokazuje, jak wiele można stracić, nie będąc do tego przygotowanym. Zamiast spójnej narracji – zderzyliśmy się z chaosem, zbyt długimi odpowiedziami, licznymi dygresjami i brakiem kontroli nad przekazem. To przykład kandydata, który może mieć idee, ale nie potrafi ich skutecznie komunikować. A w polityce – to właśnie komunikacja decyduje, kto naprawdę bierze udział w grze.

W kontekście tej roli kluczowe staje się nie tylko „co” kandydat chce powiedzieć, ale przede wszystkim „jak” to komunikuje. W świecie zdominowanym przez szybki przekaz, skrócone formy i silną konkurencję informacyjną, polityk – zwłaszcza ubiegający się o najwyższy urząd w państwie – musi umieć dostosować się do formatu, odbiorcy i dynamiki rozmowy. Umiejętność prowadzenia wyważonej, klarownej i angażującej narracji jest dziś warunkiem koniecznym, by zbudować zaufanie i zainteresowanie wyborców. Brak takiego przygotowania nie tylko obniża wiarygodność, ale sprawia, że nawet najbardziej słuszne idee gubią się w natłoku słów.

Przygotowanie medialne: niskie

Marek Woch sprawia wrażenie osoby bardzo zaangażowanej i silnie przekonanej do swojej misji, jednak całkowicie nieprzygotowanej do wywiadu w formacie telewizyjno-internetowym o wysokim zasięgu. Od samego początku rozmowy brakuje mu jasnej strategii komunikacyjnej. Zamiast świadomie zarządzać przekazem i budować narrację wokół wybranych tematów, kandydat serwuje odbiorcom nieuporządkowany strumień świadomości – pełen dygresji, osobistych wspomnień, historycznych analogii i wielowątkowych tyrad.

Woch często nie odpowiada wprost na pytania, przerywa prowadzącemu lub całkowicie odrywa się od wątku, co buduje wrażenie, że nie rozumie formatu medialnego, w którym się znalazł. Brakuje mu dyscypliny w zakresie długości i struktury wypowiedzi – niektóre monologi trwają nawet 8–12 minut bez jakiejkolwiek interakcji z rozmówcą. W telewizyjnej lub internetowej formule wywiadu to komunikacyjne samobójstwo: widz traci uwagę, prowadzący traci kontrolę, a kandydat – szansę, by jasno wyartykułować swój program lub przekonać niezdecydowanych.

Taki sposób występowania może zadziałać jedynie na wąską grupę wyborców zafascynowanych ideą „człowieka spoza układu”. Jednak bez umiejętności selekcji treści, syntezy myśli i świadomego budowania przekazu, Woch nie tylko nie buduje wizerunku silnego lidera – wręcz go rozmywa. W oczach większości odbiorców jawi się jako postać chaotyczna, zagubiona i niezdolna do skutecznego komunikowania się z opinią publiczną. A to w polityce oznacza jedno: niewykorzystaną szansę i rosnącą niewidzialność.

Niespójność i retoryka oblężonej twierdzy

Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów stylu Marka Wocha jest jego język – emocjonalny, pełen wzniosłych odniesień i nacechowany wyraźną nieufnością wobec systemu politycznego, elit oraz mediów. Woch nie mówi jak kandydat próbujący pozyskać szerokie poparcie – mówi jak outsider, który toczy walkę z rzeczywistością, w której – jego zdaniem – wszystko zostało już z góry ustawione. Takie podejście może budować wizerunek „niezłomnego”, ale w szerszej perspektywie budzi zmęczenie i dystans.

Retoryka, którą się posługuje, oparta jest na silnych emocjach i antyestablishmentowym tonie. Dominuje narracja oblężonej twierdzy: „oni” – politycy, partie, media – kontra „my” – wykluczeni, samorządowcy, zwykli ludzie. To retoryka znana i wykorzystywana przez wielu polityków populistycznych, ale w wydaniu Wocha brakuje jej spójności i zrównoważenia. Nie ma tu dobrze zbudowanej opowieści ani narracyjnego napięcia – jest raczej litania żalów, frustracji i osobistych krzywd, przeplatana próbami uzasadniania kolejnych porażek wyborczych filozoficznymi konstrukcjami.

Woch sięga również po metafory militarne – mówi o walce, froncie, kulach, zdradach i systemowych oblężeniach. Język wojenny, który może służyć mobilizacji, w jego przypadku przytłacza i tworzy klimat konfrontacji, nie konstruktywnego działania. Kandydat stosuje też metafory historyczne i odniesienia do losów własnej rodziny czy lokalnych dziejów, często niezwiązane bezpośrednio z tematyką rozmowy, co zaburza rytm i skupienie widza.

Dodatkowo, w wypowiedziach pojawiają się próby intelektualizowania porażek politycznych – Woch przedstawia przegrane wybory jako część większej „ścieżki realizacji celu” w duchu filozofii Wschodu, gdzie „nie ma przegranych, są tylko doświadczenia”. Tego rodzaju pseudofilozoficzne konstrukcje, choć mogą wydawać się głębokie w teorii, w praktyce brzmią jak usprawiedliwianie braku realnych efektów politycznej aktywności.

W warstwie emocjonalnej Woch bardzo często sięga po autopatetyzm – prezentuje się jako postać niemal mesjańska, która poświęciła wszystko w imię sprawy, działa bez zaplecza, bez pieniędzy i mimo to „idzie dalej”. Taki zabieg może działać na bardzo zaangażowaną niszową publiczność, ale dla szerszego odbiorcy staje się szybko męczący i nieautentyczny. Brakuje w tym pokory, dystansu i przede wszystkim: zrozumienia, że skuteczna komunikacja polityczna nie polega tylko na emocjonalnym oporze wobec systemu, ale na umiejętnym opowiadaniu alternatywy.

W efekcie Marek Woch jawi się nie jako kandydat z programem, lecz jako głos permanentnego sprzeciwu, który – choć pełen pasji – nie potrafi przełożyć emocji na przekaz budujący zaufanie i nadzieję.

Konkretność odpowiedzi: dramatycznie niska

Jednym z podstawowych wymogów skutecznej komunikacji publicznej – zwłaszcza w trakcie kampanii wyborczej – jest umiejętność udzielania jasnych, konkretnych odpowiedzi na proste pytania. Odbiorcy oczekują, że kandydat będzie w stanie zwięźle wyjaśnić, kim jest, czego chce i co konkretnie zamierza osiągnąć. W przypadku Marka Wocha ten fundament komunikacyjny całkowicie się rozpada.

Prowadzący wywiad, Krzysztof Stanowski, kilkakrotnie stawia pytania, które w kampanii powinny być podstawą każdego wystąpienia:

– Dlaczego Pan startuje w wyborach?
– Jaki jest cel Pańskiego udziału?
– Czy realnie wierzy Pan, że może zostać prezydentem?
– Co chce Pan zaoferować Polakom?

Zamiast precyzyjnych i przemyślanych odpowiedzi, słyszymy wielominutowe dygresje – często biograficzne, czasem filozoficzne, nierzadko nacechowane żalem wobec systemu politycznego i osobistymi rozliczeniami. Woch nie odpowiada na pytania, lecz wykorzystuje je jako punkt wyjścia do rozwlekłych opowieści o przeszłości, doświadczeniach zawodowych, mechanizmach partyjnych, historii bezpartyjnych samorządowców czy zawiłościach ordynacji wyborczej. W rezultacie widz nie otrzymuje ani wizji prezydentury, ani minimum konkretu potrzebnego do zbudowania zaufania i zrozumienia.

Co gorsza, gdy już pojawiają się liczby – a więc elementy potencjalnie najbardziej wiarygodne i wymierne – są one niespójne, niesprawdzone i powtarzane w różnych wersjach. Liczba zebranych podpisów pod kandydaturą zmienia się w trakcie wywiadu: raz pada stwierdzenie o 100 tysiącach, innym razem o 130 tysiącach. Taka niekonsekwencja nie tylko odbiera powagę przekazowi, ale również rodzi pytania o rzetelność i wiarygodność kandydata.

W debacie publicznej, szczególnie w mediach o dużym zasięgu, czas antenowy to waluta. Kandydat, który nie potrafi tego zrozumieć i marnuje go na anegdoty bez puenty, szybko traci zainteresowanie odbiorców. Zamiast zbudować narrację o przyszłości, Woch utkwił w przeszłości – a polityk, który nie potrafi wyartykułować celu i konkretu, przestaje być dla wyborców realną alternatywą. W świecie kampanii, gdzie liczy się każda sekunda, tak dramatyczny brak precyzji to nie tylko błąd – to komunikacyjna porażka.

Przebieg wywiadu: brak kontroli nad narracją

Z punktu widzenia komunikacji publicznej – a tym bardziej w kontekście profesjonalnego przygotowania medialnego – największą słabością wystąpienia Marka Wocha jest całkowita utrata kontroli nad narracją. Kandydat powinien wejść do studia z jasno sprecyzowaną strategią: kilkoma głównymi przekazami, które chce przekazać, i konkretnymi komunikatami, które zamierza powtarzać, rozwijać i osadzać w świadomości odbiorców. Tymczasem Woch – zamiast kontrolować rozmowę – dryfuje. Otwiera kolejne wątki, często niespójne, anegdotyczne lub oderwane od tematu, nie domykając wcześniejszych.

Efekt? Chaos. Nie tylko dla widza, ale i dla prowadzącego, który w pewnym momencie rezygnuje z prób uporządkowania rozmowy i ogranicza się do interwencji w stylu: „zróbmy jednak z tego rozmowę”. Kandydat nie tylko nie przewodzi tej interakcji – on w niej ginie. Gubi swoją tożsamość jako rozmówca i jako kandydat, traci panowanie nad tempem i kierunkiem dyskusji, a jego przekaz rozpływa się w lawinie dygresji i pretensji.

Zamiast postawy ofensywnej – w której kandydat prezentuje propozycje, akcentuje swoją wizję, punktuje systemowe absurdy i buduje autorytet – obserwujemy strategię defensywną. Woch tłumaczy się z przegranych kampanii, uzasadnia swoje niepowodzenia historyczne, odwraca uwagę od meritum pytania. W miejsce konkretnej odpowiedzi pojawiają się próby intelektualizacji własnych porażek, wyjaśniania mechanizmów politycznych i systemowego wykluczenia, które – jakkolwiek ważne – nie powinny dominować w wywiadzie poświęconym kampanii prezydenckiej.

Narracja kandydata zostaje więc zredukowana do zestawu reakcji obronnych – nieprzemyślanych, emocjonalnych, często nieskładnych. Traci z pola widzenia kluczowy cel: przekonać widzów, że wie, dokąd zmierza i że zasługuje na ich zaufanie. W polityce, a tym bardziej w PR, to nie tylko błąd – to zaprzepaszczenie szansy, która w tej kampanii może się już nie powtórzyć.

Podsumowując...

Wywiad Marka Wocha w programie „Godzina Zero” miał być szansą na zaprezentowanie alternatywy wobec systemu partyjnego, głosem „zwykłych ludzi” i deklaracją walki o sprawiedliwsze państwo. Tymczasem stał się podręcznikowym przykładem, jak nie prowadzić kampanii medialnej. Brak przygotowania, chaotyczna narracja, emocjonalny język, niekonkretne odpowiedzi i wyraźne zagubienie w strukturze rozmowy ujawniły nie tylko niedostatki warsztatu medialnego, ale też poważne problemy z konstrukcją samego przekazu.

W świecie, w którym polityk musi być nie tylko wizjonerem, ale też sprawnym komunikatorem, Marek Woch wydaje się bardziej mówcą bez słuchaczy niż kandydatem z realnym planem dotarcia do obywateli. Pasja i zaangażowanie, choć autentyczne, nie wystarczą, by przekonać masowego odbiorcę – potrzebna jest dyscyplina, strategia i umiejętność wejścia w dialog, a nie monolog.

Jak mawiał Churchill: „Nie wystarczy mieć rację – trzeba jeszcze umieć ją przekonująco wyrazić.”

Picture of Adam Stępka

Adam Stępka

Autor tego bloga. Specjalista public relations oraz ratownik medyczny. W swojej codziennej pracy nie tylko ratuje ludzkie życie, ale także wizerunek podmiotów medycznych.