Gra na emocjach i słowa – przygotowanie medialne kandydatów w debacie Super Expressu

Gdy 28 kwietnia 2025 roku światła reflektorów rozświetliły studio Super Expressu, trzynastu kandydatów na prezydenta Polski stanęło na ringu, gdzie słowa, gesty i emocje ważyły więcej niż programy wyborcze. Debata, zorganizowana w nowatorskiej formule, była nie tylko sprawdzianem merytorycznym, ale przede wszystkim komunikacyjnym. Jako PR’owiec przyglądam się temu widowisku z perspektywy wizerunkowej, analizując, jak kandydaci poradzili sobie w tej medialnej próbie ognia. Czy byli mistrzami retoryki, czy może ofiarami własnych emocji? Szczególną uwagę poświęcę Rafałowi Trzaskowskiemu, którego zachowanie – w tym przerwanie odpowiedzi Grzegorza Brauna – oraz dotychczasowa niechęć do debat rzucają cień na jego kampanię. Nie pominiemy też Macieja Maciaka, którego opuszczenie debaty stało się symbolem komunikacyjnej klęski. Na koniec spróbuję odpowiedzieć na pytanie: czy udział w tej debacie może odbudować nadszarpnięty wizerunek Trzaskowskiego?

Formuła ringu bokserskiego wyzwaniem dla sztabowców

Super Express postawił na format przypominający pojedynek bokserski: kandydaci zadawali sobie pytania, stając twarzą w twarz, z 30 sekundami na sformułowanie pytania, 90 sekundami na odpowiedź i 30 sekundami na ripostę. Taka formuła wymagała nie tylko znajomości własnych programów, ale także umiejętności przewidywania ruchów przeciwników, reagowania na zaczepki i budowania wizerunku w czasie rzeczywistym. To był stres-test dla sztabów, które musiały przygotować kandydatów do błyskawicznych reakcji, opanowania emocji i gry na emocjach widzów. Kluczowym wyzwaniem było jednak odpowiadanie na pytania – coś, co, jak się okazało, niemal wszyscy kandydaci traktowali jako opcjonalne. Przygotowanie medialne w tym kontekście oznaczało coś więcej niż memorowanie haseł – wymagało strategii, intuicji i scenicznej charyzmy. Jak kandydaci sprostali temu wyzwaniu?

Pozytywne stron, czyli mistrzowie sceny

Niektórzy kandydaci błyszczeli, pokazując, że ich sztaby odrobiły lekcje z komunikacji, nawet jeśli odpowiedzi na pytania były wymijające. Szymon Hołownia, z telewizyjnym doświadczeniem, czuł się jak ryba w wodzie. Jego riposty były celne, ton wyważony, a gesty naturalne. Gdy Sławomir Mentzen zaatakował go za sobotnie selfie, Hołownia zgrabnie wybrnął, przepraszając, ale przekierowując rozmowę na wizytę papieża Franciszka. Choć unikał bezpośrednich odpowiedzi na pytania, jego umiejętność zmiany tematu była tak płynna, że widzowie mogli tego nie zauważyć. Hołownia pokazał, że potrafi grać na emocjach, budując wizerunek empatycznego, ale nieustępliwego polityka. Jego konfrontacja z Trzaskowskim, choć ostra, była dobrze wyreżyserowana, co pozwoliło mu podkreślić niezależność od koalicji rządzącej.

Magdalena Biejat i Adrian Zandberg zasłużyli na uznanie za konsekwencję w komunikowaniu swoich wartości, mimo że również oni rzadko odpowiadali wprost. Biejat, z naturalną empatią, skupiła się na problemach kobiet, młodych i wykluczonych, budując wizerunek kandydatki bliskiej ludziom. Jej pytania o mieszkalnictwo i ochronę zdrowia były konkretne, a ton szczery, co wyróżniało ją na tle ogólnikowych wypowiedzi. Gdy jednak przychodziło do odpowiedzi, często wracała do swoich kluczowych tez, ignorując sedno pytania. Zandberg, choć momentami zbyt akademicki, punktował konkurentów precyzyjnymi argumentami, jak w pytaniu do Karola Nawrockiego o podatki dla najbogatszych. Jego odpowiedzi, choć merytoryczne, również miały tendencję do omijania sedna, co mogło frustrować widzów oczekujących konkretów. Oboje pokazali, że solidne przygotowanie merytoryczne i spójny przekaz mogą przyciągnąć uwagę, nawet jeśli brakowało im scenicznej iskry.

Karol Nawrocki, mimo początkowej sztywności, zyskał na dynamice w porównaniu z poprzednimi debatami. Jego sztab wyraźnie popracował nad wizerunkiem, czyniąc go mniej „drewnianym”. Nawrocki skutecznie grał na emocjach elektoratu PiS, podkreślając patriotyzm i krytykując rządy Tuska. Jego riposta na gest Trzaskowskiego z flagą – twierdzenie, że „zdobył Końskie” i celowo zostawił flagę – była sprytnym odwróceniem narracji. Podobnie jak inni, Nawrocki unikał bezpośrednich odpowiedzi, woląc wracać do swoich haseł o „Polsce silnej”. To strategia, która działa na wierny elektorat, ale może zniechęcić niezdecydowanych.

Negatywne strony: uniki, chaos i brak odpowiedzi

Największym rozczarowaniem debaty był niemal powszechny brak bezpośrednich odpowiedzi na pytania. Jak zauważyła prof. Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, kandydaci nie tylko formułowali pytania zawierające odpowiedź, osłabiając ich siłę rażenia, ale także traktowali pytania kontrkandydatów jako pretekst do wygłaszania własnych tez. To podważało sens debaty, która miała być „pojedynkiem” opartym na dialogu. Zamiast tego widzowie dostali serię monologów, w których kandydaci wracali do swoich kluczowych przekazów, ignorując zadane kwestie. Ten problem dotyczył niemal wszystkich, od faworytów po mniej znanych kandydatów, i rzucał cień na ich przygotowanie komunikacyjne.

Grzegorz Braun był jaskrawym przykładem komunikacyjnej porażki. Jego obsesyjne skupienie na antysemickich i prorosyjskich narracjach – jak „precz z żydokomuną” – przekroczyło granice dobrego smaku, alienując większość widzów. Braun nie tylko nie odpowiadał na pytania, ale wykorzystywał każdą okazję, by promować swoje kontrowersyjne poglądy. Jego sztab najwyraźniej nie miał strategii, a on sam zdawał się ignorować podstawowe zasady komunikacji politycznej. W rezultacie zmarnował szansę na merytoryczną dyskusję, wzmacniając wizerunek ekstremisty.

Sławomir Mentzen, choć komunikacyjnie sprawny, również unikał bezpośrednich odpowiedzi, co mogło osłabić jego przekaz. Jego selfie podczas podejścia do Hołowni miało być zagraniem na luzie, ale mogło wydać się nieprofesjonalne, szczególnie w oczach starszych wyborców. Mentzen, celujący w młodszy elektorat, czasem przesadzał z prowokacjami, a jego odpowiedzi często ignorowały pytania, skupiając się na krytyce establishmentu. To strategia skuteczna w mediach społecznościowych, ale w debacie telewizyjnej mogła wydać się wymijająca.

Joanna Senyszyn, mimo charyzmatycznego wejścia i memicznego potencjału „czerwonych korali”, nie wykorzystała swojego czasu. Jej pytania były zbyt ogólne, a odpowiedzi chaotyczne i rzadko odnosiły się do zadanych kwestii. Senyszyn miała szansę zabłysnąć jako głos lewicy, ale brak precyzyjnej strategii komunikacyjnej sprawił, że pozostała „kwiatkiem do kożucha”, jak ujęła to prof. Pietrzyk-Zieniewicz.

Rafał Trzaskowski: mistrz, buntownik czy ryzykant?

Rafał Trzaskowski, jako jeden z faworytów, przyciągał najwięcej uwagi. Jego wejście z polską flagą, rzekomo porzuconą przez Nawrockiego w Końskich, było ciekawym PR-owym zagraniem. Ten gest zdominował początek debaty, budując narrację o Trzaskowskim jako strażniku patriotycznych wartości. Jego odpowiedzi, choć rzadko bezpośrednie, były płynne i dobrze wyreżyserowane. Trzaskowski skutecznie unikał pułapek, takich jak pytania o nepotyzm w spółkach skarbu państwa, przekierowując rozmowę na krytykę PiS-u czy swoje osiągnięcia w Warszawie. To dowód na solidne przygotowanie sztabu, który wiedział, jak wykorzystać jego charyzmę i doświadczenie.

Jednak Trzaskowski nie ustrzegł się błędów. Kluczowym momentem było przerwanie odpowiedzi Grzegorza Brauna. Reagując na jego kontrowersyjne wypowiedzi, Trzaskowski zakończył rozmowę, sygnalizując, że nie zamierza legitymizować ekstremizmu. Z perspektywy PR, był to ryzykowny ruch. Z jednej strony, gest ten wzmocnił jego wizerunek jako polityka zasadniczego, szczególnie wśród liberalnego elektoratu. Z drugiej strony, był to komunikacyjny faux pas. Debata opierała się na wzajemnym szacunku i dawaniu przeciwnikom szansy na wypowiedź, nawet jeśli ich poglądy budziły sprzeciw. Przerwanie odpowiedzi mogło zostać odebrane jako arogancja lub brak opanowania, szczególnie przez wyborców ceniących fair play. Trzaskowski, jako doświadczony polityk, mógł wybrać bardziej subtelny sposób, np. celną ripostę obnażającą absurdalność tez Brauna.

Co więcej, Trzaskowski, podobnie jak inni, rzadko odpowiadał wprost na pytania. Jego odpowiedzi, choć elokwentne, często omijały sedno, wracając do bezpiecznych tematów, takich jak krytyka PiS-u czy hasła o „kochajmy się”. To strategia, która działa na wierny elektorat, ale może frustrować niezdecydowanych widzów, oczekujących konkretów. Ten problem potęgował się w kontekście jego wcześniejszej niechęci do debat. Trzaskowski unikał konfrontacji w poprzednich etapach kampanii, co było szeroko komentowane w mediach. Opozycja i część komentatorów sprzyjających Platformie zarzucała mu arogancję lub obawę przed trudnymi pytaniami. W oczach wyborców oczekujących otwartości i dialogu takie zachowanie mogło być postrzegane jako brak szacunku.

Czy udział w debacie Super Expressu mógł odbudować jego wizerunek? Obecność Trzaskowskiego w studiu była krokiem w dobrym kierunku. Po miesiącach uników pokazał, że jest gotów stawić czoła konkurentom. Gest z flagą i aktywne uczestnictwo w pojedynkach dodały mu energii, pozwalając odzyskać wizerunek „fajtera”, jak zauważył prof. Sławomir Sowiński. Jednak incydent z Braunem i wymijające odpowiedzi na pytania o nepotyzm czy mieszkalnictwo mogą podtrzymać wątpliwości co do jego szczerości i opanowania. Odbudowa wizerunku wymagałaby większej konsekwencji w przyszłych debatach – Trzaskowski musi pokazać, że potrafi nie tylko błyszczeć teatralnymi gestami, ale także odpowiadać na pytania z klasą, precyzją i wprost. Debata była szansą na przełamanie impasu, ale nie w pełni wykorzystaną.

Zniknięcie z ringu Macieja Maciaka

Zachowanie Macieja Maciaka to podręcznikowy przykład komunikacyjnej katastrofy. Jego decyzja o opuszczeniu debaty, by zapalić papierosa i udzielać wywiadów przed budynkiem, była PR-owym samobójstwem. W świecie mediów, gdzie każda minuta w świetle reflektorów jest na wagę złota, Maciak świadomie zrezygnował z walki. Jego nieobecność w kluczowych momentach sprawiła, że stał się niewidoczny, a jego kandydatura – jeszcze bardziej enigmatyczna. Co gorsza, jego wcześniejsze wypowiedzi, takie jak podziw dla Władimira Putina, już podkopały jego wiarygodność. Wypowiedź ta, w kontekście wojny na Ukrainie, była komunikacyjnie szkodliwa, dyskwalifikując go w oczach większości Polaków.

Opuszczenie debaty tylko pogłębiło kryzys. Maciak pokazał brak szacunku dla widzów, formuły debaty i instytucji prezydentury. Jego zachowanie sugeruje, że nie traktuje kandydatury poważnie, co potwierdza opinię prof. Pietrzyk-Zieniewicz, że znalazł się w stawce „przez pomyłkę”. Brak strategii komunikacyjnej, impulsywność i nieprofesjonalizm sprawiły, że Maciak stał się symbolem tego, jak nie prowadzić kampanii. Jego sztab – jeśli istnieje – nie wykazał się przygotowaniem, pozostawiając kandydata na pastwę własnych błędów. Co więcej, Maciak, podobnie jak inni, nie odpowiadał na pytania, a jego wypowiedzi były chaotyczne i oderwane od rzeczywistości, co tylko pogłębiło wrażenie amatorstwa.

Gra o emocje, wiarygodność i konkret

Debata Super Expressu była lustrem, w którym kandydaci zobaczyli swoje atuty i słabości. Ci, którzy błyszczeli – jak Hołownia, Biejat czy częściowo Trzaskowski – pokazali, że przygotowanie medialne to nie tylko znajomość programu, ale także umiejętność budowania emocjonalnej więzi z widzami, nawet jeśli odpowiedzi były wymijające. Hołownia i Biejat wygrali szczerością i konsekwencją, choć ich uniki osłabiały przekaz. Trzaskowski zyskał dzięki teatralnym gestom, ale stracił przez brak opanowania w starciu z Braunem i brak bezpośrednich odpowiedzi. Kandydaci tacy jak Braun i Maciak przypomnieli, że brak strategii i impulsywność mogą zamienić debatę w PR-ową katastrofę.

Powszechny problem z unikaniem odpowiedzi na pytania podważał sens debaty. Widzowie, zamiast dialogu, dostali serię monologów, w których kandydaci promowali swoje hasła, ignorując zadane kwestie. To sygnał, że sztaby muszą popracować nad przygotowaniem kandydatów do prawdziwej wymiany zdań, a nie tylko wygłaszania mów. Dla Trzaskowskiego debata była szansą na przełamanie wizerunku kandydata unikającego konfrontacji. Jego obecność i aktywność to krok w dobrą stronę, ale incydent z Braunem i wymijające odpowiedzi pokazują, że odbudowa zaufania wymaga jeszcze pracy. W świecie polityki, gdzie emocje często ważą więcej niż argumenty, przygotowanie medialne jest kluczem do sukcesu. Debata Super Expressu pokazała, że kandydaci, którzy potrafią grać na emocjach, zachowując wiarygodność i odpowiadając wprost, mają szansę zdobyć serca wyborców. Pozostali? Ring polityczny nie wybacza amatorstwa. 18 maja pokaże, kto najlepiej wykorzystał tę lekcję.

Picture of Adam Stępka

Adam Stępka

Autor tego bloga. Specjalista public relations oraz ratownik medyczny. W swojej codziennej pracy nie tylko ratuje ludzkie życie, ale także wizerunek podmiotów medycznych.