Gdy Grzegorz Braun, kandydat na prezydenta Polski, zasiada przed mikrofonem Krzysztofa Stanowskiego w Kanale Zero, widzowie mogą być pewni jednego: będzie iskrzyć. Wywiad trwający niemal cztery godziny to nie tylko polityczny maraton, ale także fascynujący spektakl retoryczny, w którym Braun pokazuje, dlaczego jest jednym z najbardziej polaryzujących polityków współczesnej Polski. Przyglądam się jego przygotowaniu medialnemu, stylowi wypowiedzi i retoryce, próbując odpowiedzieć na pytanie: czy Braun to mistrz autoprezentacji, czy raczej architekt własnego kontrowersyjnego wizerunku?
Przygotowanie medialne: chaos kontrolowany czy improwizacja?
Na pierwszy rzut oka Grzegorz Braun sprawia wrażenie człowieka, który nie przygotowuje się do wywiadów w klasycznym sensie. Brak mu sztabu spin doktorów, którzy dopracowaliby każdy szczegół jego wypowiedzi, a jednak jego wystąpienie jest zaskakująco spójne. Braun wchodzi do studia z wyraźnym planem: promować swoją kandydaturę, podkreślać hasło „Odzyskamy niepodległość” i budować wizerunek outsidera, który rzuca wyzwanie establishmentowi. Jego przygotowanie nie polega na wkuwaniu formułek, lecz na głębokim zakorzenieniu w narracji, którą rozwija od lat – od filmów dokumentalnych po mównicę sejmową.
Z perspektywy PR-owej można by mu zarzucić brak dyscypliny. Braun pozwala sobie na dygresje, które czasem prowadzą rozmowę na manowce – od wspomnień o rodzinnym stole po anegdoty o czeskim filmie dokumentalnym. Te wycieczki narracyjne, choć urokliwe, mogą frustrować widzów oczekujących konkretów. Jednak dla jego zwolenników to właśnie one budują autentyczność – Braun nie jest politykiem w garniturze recytującym slogany, lecz erudytą, który swobodnie żongluje kontekstami historycznymi, literackimi i politycznymi.
Zaskakuje jego gotowość do odpowiadania na trudne pytania, nawet te dotyczące kontrowersji, jak incydent z gaśnicą czy zarzuty o prorosyjskość. Nie unika ich, lecz przekuwa w okazję do wzmocnienia swojej narracji o „śmierci cywilnej” i walce z „kartelową zmową mediów”. To świadoma strategia: Braun wie, że jego publiczność ceni go za bezkompromisowość, więc zamiast wygładzać wizerunek, stawia na eskalację. Czy to skuteczne? Dla jego bazy wyborczej – jak najbardziej. Dla szerszego elektoratu – ryzykowny manewr, który cementuje go jako postać niszową.
Styl wypowiedzi: barokowy erudyta czy polityczny prowokator?
Styl Brauna to mieszanka barokowej elokwencji, ironii i retoryki kaznodziei. Jego język jest bogaty, pełen patetyzmów („Rzeczpospolita”, „rodacy”, „eurokołchoz”), które nadają mu aurę tradycjonalisty. Potrafi mówić długo i kwieciście, co czasem przypomina bardziej wykład akademicki niż polityczny dyskurs. Widać to, gdy rozprawia o „szerokim froncie gaśnicowym” czy „zdradzie i zaprzaństwie” elit. Taki język działa na emocje, buduje poczucie wspólnoty z odbiorcami, którzy czują się wykluczani przez mainstream.
Jednak ta elokwencja ma swoje cienie. Braun często gubi się w dygresjach, co może sprawiać wrażenie chaotyczności. Jego wypowiedzi są przesiąknięte metaforami („Titanic eurokołchozu”, „żerowisko obcej bezpieki”), które choć chwytliwe, bywają przesadzone i alienują mniej zaangażowanych słuchaczy. Specjalista od wizerunku doradziłby mu większą zwięzłość i unikanie zbyt ostrych sformułowań, jak „judenratyzacja” czy „banderowska kolumna”. Te określenia, choć mobilizują jego twardy elektorat, dla wielu odbiorców są nieakceptowalne i wzmacniają łatkę ekstremisty.
Braun mistrzowsko operuje ironią i humorem, co pozwala mu rozbrajać trudne pytania. Gdy Stanowski pyta o incydent z gaśnicą, Braun odpowiada: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”, zgrabnie unikając jednoznacznego potępienia. Taki styl buduje wizerunek człowieka, który nie boi się nikogo i niczego, ale jednocześnie może być postrzegany jako brak powagi w obliczu poważnych zarzutów.
Retoryka: polaryzacja jako strategia
Retoryka Brauna to podręcznikowy przykład polaryzacji. Działa na zasadzie zero-jedynkowej: „kto za Polską, a kto za Eurokołchozem”. Świat według Brauna dzieli się na patriotów i zdrajców, tradycję i modernizm, Polskę i jej wrogów. Ta dychotomia jest skuteczna, bo upraszcza rzeczywistość i daje jasny przekaz: „Jestem jedynym kandydatem, który mówi prawdę”. W ten sposób Braun buduje lojalność wśród swoich zwolenników, którzy widzą w nim przywódcę ostatniego bastionu polskości.
Jego retoryka jest także głęboko emocjonalna. Używa mocnych słów („zdrada”, „harakiri narodowe”, „śmierć wrogom ojczyzny”), które mają wywoływać reakcje i mobilizować. To strategia ryzykowna – z jednej strony przyciąga tych, którzy czują się zmęczeni polityczną poprawnością, z drugiej odstrasza umiarkowanych wyborców, którzy mogą odbierać go jako agresywnego demagoga.
Braun świadomie gra na kontrowersjach, co jest zarówno jego siłą, jak i słabością. Zarzuty o antysemityzm, homofobię czy prorosyjskość nie są dla niego problemem – przekuwa je w dowód na to, że jest prześladowany przez „system”. Gdy Stanowski pyta o znajomość z Leonidem Sfiriowem, Braun zgrabnie przechodzi do opowieści o swoim filmie dokumentalnym, unikając bezpośredniej odpowiedzi. To pokazuje, że jest mistrzem narracyjnej ekwilibrystyki – nie zaprzecza, nie potwierdza, lecz buduje historię, która pasuje do jego wizerunku.
Wizerunek: bohater czy parias?
Z perspektywy PR-owej Grzegorz Braun to przypadek fascynujący i paradoksalny. Z jednej strony, jego konsekwencja w budowaniu wizerunku „ostatniego sprawiedliwego” jest godna podziwu. Nie ulega pokusie łagodzenia swojego przekazu, co w świecie politycznej poprawności jest rzadkie. Z drugiej strony, ta sama konsekwencja ogranicza jego potencjał wyborczy. Braun jest skazany na niszowość – jego przekaz jest zbyt radykalny, by zdobyć masowe poparcie, ale wystarczająco charyzmatyczny, by utrzymać oddaną grupę zwolenników.
Jego największym atutem jest autentyczność. W erze wystudiowanych polityków Braun jawi się jako człowiek, który mówi, co myśli, nawet jeśli oznacza to konflikt z mediami, elitami czy prawem. To przyciąga młodych ludzi, którzy widzą w nim buntownika przeciwko systemowi. Jednak ta autentyczność ma swoją cenę – Braun często przekracza granice, które dla wielu są nieprzekraczalne, co czyni go postacią wykluczoną z mainstreamowego dyskursu.
Podsumowanie: miecz obosieczny
Grzegorz Braun w Kanale Zero pokazał, że jest politykiem, który nie boi się sceny, mikrofonu ani trudnych pytań. Jego przygotowanie medialne, choć pozornie chaotyczne, opiera się na głębokim zrozumieniu własnej narracji. Styl wypowiedzi, pełen erudycji i ironii, przyciąga uwagę, ale bywa nieprzystępny. Retoryka polaryzacji jest jego siłą napędową, lecz zarazem barierą w dotarciu do szerszego elektoratu. Jako specjalista od wizerunku muszę przyznać: Braun to artysta politycznego performance’u, który świadomie wybiera drogę kontrowersji, wiedząc, że to ona zapewnia mu miejsce w debacie publicznej.
Na koniec warto przytoczyć słowa Winstona Churchilla: „Nie masz wrogów? To znaczy, że nigdy nie powiedziałeś prawdy”. Braun z pewnością wrogów ma wielu, ale dla swoich zwolenników jest głosem prawdy w świecie, który – jak sam mówi – zmierza ku „Titanicowi eurokołchozu”. Czy to wystarczy, by zdobyć prezydenturę? Czas pokaże.

Adam Stępka
Autor tego bloga. Specjalista public relations oraz ratownik medyczny. W swojej codziennej pracy nie tylko ratuje ludzkie życie, ale także wizerunek podmiotów medycznych